jFontSize
A- A A+

List p. prof. Krystyny Osiadacz-Borucińskiej – wychowawczyni klasy „D” w latach 1963-1964 (I, II klasa – II LO w Świdnicy).

Grudziądz, 31 maja 2016 r.

MOJA KOCHANA KLASO!

Jak to się dawniej zaczynało? Właśnie tak: „W pierwszych słowach mojego listu”… itd. Zatem, w tych pierwszych słowach podziękowanie dla Grażynki i całego Komitetu Organizacyjnego 50-lecia Matury za pamięć i zaproszenie. Ależ żałuję szczerze, że tzw. splot okoliczności wokół 4 czerwca nie pozwolił być razem z Wami fizycznie. Bo to i nogi się jeszcze zrywają do tupania, i ręce do pląsania, i język do wszelakiej rozmowy. Pozostaje postać wirtualna – i te słowa. Byliście i pozostaniecie moją pierwsza klasą, w łańcuchu pracy pedagogicznej ogniwem najważniejszym, najbardziej emocjonalnie wpisanym. Byliście skromni, pilni, zdyscyplinowani, życzliwi, wyrozumiali, kulturalni. Pokochałam Was jak pierworodne dzieci, a łzy pożegnania z Wami towarzyszą mi do tej pory (cisną się i teraz). Płyta z Alibabkami (”Profesorze, pókiś jeszcze blisko nas”) jest cenną pamiątką pośród innych. Wzrastaliście razem z nami tu, w miłym gmachu, gdzie grono było koleżeńskie, gdzie panowała atmosfera wzajemności. Pamiętam, kiedy jeden z profesorów dyżurujących przy drzwiach zatrzymał mnie za brak tarczy, bo akurat fartuszek na sobie miałam, oszczędzając jakąś bardziej elegancką odzież przed pyłem kredy. Profesor do dzisiaj wspomina kilku ambitnych i uzdolnionych matematyków, np. Halinkę Michalską, Kowalską (chyba się nie pomyliłam?), Krystynę Grzelczak, zarazem świetną humanistkę i J. Wąsowicza. Nie dziwię się, że cała moja pierwsza licealna wyrosła na „pierwszą kadrową”. Cieszę się, że do tej pory udaje mi się być z Wami w kontakcie. Grażynko, Krzysiu, Jurku – dziękuję – i przepraszam, że nie zawsze terminowo odpowiadam. Ale… - wszystkiemu winna moja zachłanność zajmowania się różnorodnymi sprawami na raz, włącznie z tzw. twórczością. Od kilku lat pochłania mnie całkowicie zbieranie materiałów do publikacji „Kresowianie w Grudziądzu. Korzenie. Losy. Dziedzictwo”. To jako urodzona we Lwowie, która chce tu na Pomorzu przypominać kresowe dzieje Polaków. Kochani! Myślę, że to jeszcze czas, abyśmy naszą klasę skompletowali ponownie. Szykujmy się, otwórzmy się na nowo. Przysyłajcie mi (nam) adresy. Na razie mam 3. Napiszę – i proszę dzisiaj obecnych o „namiary”. Weźcie nasz adres: XXXXXXXXX (tel. XXXXXXXXX, dom. XXXXXXXXX). Już się cieszę z tej przyszłej rozmowy. A może gdzieś autorsko zaistnieję, np. w Gdańsku – mam blisko. Ściskam. Pozdrawiam. Czekam.

Krystyna Borucińska („Borutka”)

50-lecie Matury

II LO w Świdnicy

Rocznik 1963-1966

„Panie Boże! /.../

Proszę! Zostaw mnie na drugie życie,

Jak na drugi rok w tej samej klasie”.

Julian Tuwim „Nauka”

Powyższy wiersz Tuwima każdemu chyba kojarzy się z latami spędzonymi w szkole... Każdy z nas musi się sam przekonać, że gdy osiągnie wiek dojrzały albo i mocno dojrzały, zacznie wracać myślami do czasów młodości i że większości z nas będzie się robiło błogo na sercu! Taki właśnie błogi dzień zorganizowała nam, absolwentom II LO, grupa energicznych koleżanek i kolegów. Dwaj z nich – ks. Bolesław Lasocki z niegdysiejszej klasy B oraz ks. Antoni Pławecki z klasy D – rzucili myśl: „A może by się tak spotkać w 50. rocznicę naszej matury zdawanej w 1966 roku?”. Dołączyło się grono o społecznikowskim zacięciu i … udało się! Udało się świetnie! Dzień 4 czerwca 2016 r. był słoneczny i gorący. Miejscem akcji był kościółek w Sulistrowiczkach, gdzie było coś dla duszy, tj. pięknie odprawiona przez wcześniej wspomnianych kolegów msza św. ku pamięci naszych zmarłych Profesorów i Kolegów. Przy okazji przypomniano nam, że maturę zdawaliśmy w roku jubileuszu Tysiąclecia Chrztu Polski, o czym niektórzy już nie pamiętali. A dla ciała był pyszny obiad w Będkowicach i cudnej urody tort upieczony przez jedną z uczestniczek. Jego zdjęcie każdy dostał na pamiątkę, bo – jak każdego dzieła artystycznego – jego żywot jest ulotny... Przez cały dzień 40 osób miało uśmiechnięte twarze! Nie było dyskusji o polityce ani zwierzeń o szwankującym zdrowiu, jeno wspominanie zabawnych zdarzeń z życia klasy, ewentualnie rzewne relacje z niegdysiejszych starć z ciałem pedagogicznym, które to starcia dzisiaj budzą tylko wesołość! Z profesorów zjawiły się na zaproszenie dwie panie: Bogusława Cichowska – druga wychowawczyni klasy D i Krystyna Stacewicz – niezapomniana opiekunka podczas wycieczek szkolnych. Zaszczycił nas też aktualny Dyrektor II LO i absolwent, pan Jacek Iwancz. Dziękujemy Im za miłe towarzystwo! Cudownie było przez cały dzień patrzeć w uśmiechnięte lica i oczy! Ogrzać się w atmosferze życzliwości i radości. Wydarzenie to ułożymy na odpowiedniej półce jako kolejny plik wspomnień. Zachęcamy młodsze od nas roczniki absolwentów do organizowania podobnych imprez kiedyś, w przyszłości, a nie będą żałować, bo jak to śpiewali Skaldowie:

„Szanujmy wspomnienia,

Smakujmy ich treść,

 

Nauczmy się je cenić!

Szanujmy wspomnienia,

Bo warto coś mieć,

Gdy zbliża się nasz fin de siecle”...

Krystyna Grzelczak

absolwentka klasy D

emerytowana nauczycielka j. polskiego w świdnickim Technikum Mechanicznym

Wielce Szanowni i Kochani nasi Wychowawcy i Nauczyciele świdnickiego II LO, wraz z aktualnym jego dyrektorem...

Bardzo Drogie Koleżanki i Koledzy – Absolwenci milenijnego rocznika 1966 r.

Już teraz proszę przyjąć słowa serdecznej wdzięczności za przyjęcie zaproszenia i przybycie na to jubileuszowe spotkanie...

...O zaiste, jak ziemia wydaje swój plon... – pisze Izajasz (Ewangelista St. Test.) oglądając w proroczej wizji mesjańskie czasy zbawczej działalności Jezusa Chrystusa i Jego Kościoła, który od 1050 lat nad Wisłą i Odrą zapuszcza korzenie nowej wiary, co uroczyście wspominamy w obecnym roku jubileuszowym, otwarci jednocześnie na nieskończone Miłosierdzie Boże, jako fundament wartości pozytywnych i budujących wspólnotę ogólnoludzką, narodową, lokalną i rodzinną... Nie ulega wątpliwości, że jakąś cząstkę duchowego dobra dla świdnickiej i ojczystej ziemi wniosło także nasze pokolenie, które w roku milenijnym chrztu Polski (1966) opuściło sędziwe mury II LO i po tamtym egzaminie dojrzałości (maturus, łac. – dojrzały, dorosły) i przez 50 lat wciąż zdaje egzamin jeszcze trudniejszy, tj. egzamin życia i wierności Jezusowi Chrystusowi, jako naszemu pierwszemu Nauczycielowi...

Dzisiaj nadszedł czas, aby w sumieniu i na modlitwie, tj. w tym szczególnym dialogu ludzkiego „ja” z Boskim „Ty” jakoś podsumować i ocenić miarę duchowego dobra, które w ciągu 50. lat wyszło z naszych serc i rąk i którego – posługując się językiem Ewangelii – nie zniweczy, ani czas, ani mól, ani rdza, ani złodziej... i które w wieczności – niestety już coraz bliżej – poszerzy się w nieskończoność.

Zdecydowaliśmy się przeżyć to rocznicowe spotkanie z naszym Pierwszym Nauczycielem Jezusem Chrystusem w tajemnicy Jego bezkrwawej Ofiary – dziękczynno – błagalnej – jako wspólnota związana kiedyś szkolną ławą, po latach, w tym urokliwym zakątku Ziemi Ślężańskiej, u stóp Ślęży, którą w młodości oglądaliśmy może z okna domu rodzinnego...

Stanęliśmy więc przed mistyczną Golgotą ołtarza i przed obrazem Matki Bożej Dobrej Rady i Mądrości Serca. Mówi się tutaj i wierzy, że Najlepsza Matka Jezusa i nasza dobrze nam radzi, bowiem w Jej sercu najobficiej zagościł „Dar Rady” udzielony Kościołowi w dniu Pięćdziesiątnicy Paschalnej... (dygresja o pielgrzymie, który zapytał Kustosza: czy ten witraż nad ołtarzem jest może darem rady parafialnej, czy innej...?).

Stanęliśmy więc przed mistyczną Golgotą ołtarza i przed obrazem Matki Bożej Dobrej Rady i Mądrości Serca. Mówi się tutaj i wierzy, że Najlepsza Matka Jezusa i nasza dobrze nam radzi, bowiem w Jej sercu najobficiej zagościł „Dar Rady” udzielony Kościołowi w dniu Pięćdziesiątnicy Paschalnej... (dygresja o pielgrzymie, który zapytał Kustosza: czy ten witraż nad ołtarzem jest może darem rady parafialnej, czy innej...?).

Dzisiaj możemy wdzięcznie wspominać naszych licealnych Nauczycieli i Wychowawców, którzy – wśród wielu zalet wychowawczych – nie tylko przekazywali wiedzę i pouczenia, ale też umieli słuchać, nawet gdy te nasze opinie nie były politycznie poprawne w tamtej epoce...

Moi Kochani Siostry i Bracia..., po opuszczeniu murów naszego liceum rozeszliśmy się po świecie, by spełnić się na wybranej drodze życia i powołania... I chociaż trzymaliśmy w dłoniach świadectwo dojrzałości i uważano już nas za ludzi dorosłych i dojrzałych, to niejednokrotnie czuliśmy się jak bezradne dziecko, zagubione w tłumie albo pozostawione na samym środku wielkiej ulicy... W takich chwilach nadal stawali przy nas nie tylko dobrzy Rodzice i Wychowawcy, ale przede wszystkim nasz Pierwszy Nauczyciel Jezus Chrystus. Jego śladami i za Jego radą szliśmy dalej, a On nas wspierał i umacniał, abyśmy nie ustali na wybranej drodze...

Antoni i ja poszliśmy po maturze na Jego wyłączną służbę... Mówię o tym dlatego, że właśnie w murach WSD we Wrocławiu dostaliśmy się pod opiekę bardzo dobrego kapłana i wychowawcy – ks. Józefa Pazdura, późniejszego biskupa. Ta kaplica – to dzieło także jego głębokiej wiary i ofiarności... Dnia 7 maja br. upłynęła I rocznica jego śmierci, ale zanim przeszedł na emeryturę, zostawił tutaj (w gablotce) swoje biskupie insygnia, a więcej pamiątek po nim (medale, dyplomy... etc) znajdziemy w kościele na szczycie Ślęży... Ojciec Biskup Józef nauczył nasze pokolenie m. in. szacunku do trzech słów, które odzwierciedlają naszą chrześcijańską tożsamość i kulturę życia i bycia. Na podstawie tych słów jesteśmy rozpoznawani na świecie, jako Jego uczniowie. Są to słowa: dziękuję, proszę i przepraszam...

A zatem dziękuję... Panie za życie, wiarę, zdrowie, pracę, emeryturę i moją rodzinę oraz to wszystko dobro, które mogłem już uczynić na drogach mojego powołania życiowego w ciągu minionych 50 lat... Dziękuję za dom rodzinny, o tęsknocie za którym i wdzięcznej pamięci uczą nas Wieszczowie narodowi: A. Mickiewicz, gdy w Epilogu „Pana Tadeusza” pisze o... kraju lat dziecinnych, gdziem rzadko płakał, a nigdy nie zgrzytał..., (tj. pisze o swoim rodzinnym Zosiu, w którym będę osobiście za dni cztery...); i J. Słowacki o rodzinnym Krzemieńcu, gdzie krzemienie rozsypane przez potok na brzegach w słońcu świecą...; pisze w wierszu pt. „Jeżeli kiedy w tej mojej krainie”: ...Jeśli tam będziesz, duszo mego łona,/ Choćby z pamięci do ciała wrócona; /To nie zapomnij tej mojej tęsknoty,/ Która tam stoi jak archanioł złoty,/ A czasem miasto jak orzeł obleci,/ I znów na skałach... spoczywa i świeci...”

Dziękuję Panie za lata młodości w naszej szkole – II. Liceum, której dumny gmach stoi pośród starych lip, pachnących miodem w dniach lipcowych... A przecież pokolenie naszych rodziców nie mogło nam pokazać swoich szkół, bo albo zostały na kresach albo zmiotła je z ziemi zawierucha wojenna, jak tę szkołę księdza poety Jana Twardowskiego: ...Ławki tablica kreda/ łza jak diabeł się kręci/ szukam nawet kawałka/ mej szkoły świętej pamięci... Dziękuję za naszych licealnych Profesorów, Wychowawców i Katechetów – za tych żyjących i zmarłych, których zatroskanie i miłość do nas wyrażało się m. in. w podnoszonej coraz wyżej poprzeczce wymagań..., i którym może wcześniej nie zdążyłem wdzięcznie uścisnąć dłoni... (sędziwy nasz katecheta ks. Jan Kaluta, pamięta i modli się...).

Dziękujemy z góry za gościnność Gospodarza tego miejsca – ks. prał. dr Ryszarda Staszaka... Dziękuję w końcu za dar obecności tutaj nas wszystkich i każde budujące wspomnienie i dobre słowo, które usłyszałem i wypowiedziałem...

Przepraszam... Panie, za moje szkolne grzechy młodości... durnej i chmurnej..., na wspomnienie których czuję na twarzy rumieniec wstydu oraz te późniejsze, dorosłe grzechy przepraszam i żałuję, aby modlitwa mogła płynąć z czystego serca i być – jak uczą święci - ...bardziej zasługująca...

Proszę..., Panie, o owocne i radosne przeżycie tej dziękczynno – błagalnej Eucharystii i całego dzisiejszego spotkania, a po jego zakończeniu o szczęśliwy powrót do domu...

A w oczekiwaniu na kolejne spotkanie życzmy sobie i prośmy w modlitwach, abyśmy ubogaceni dzisiejszymi przeżyciami, pozostali dobrymi uczniami Jezusa Chrystusa, otwartymi na niesienie sobie wsparcia i abyśmy – gdy już przyjdzie na nas czas - ...mogli powiedzieć za św. Pawłem: ...bieg ukończyłem, wiarę ustrzegłem, na koniec odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi odda Pan – Sędzia, i nie tylko mnie, ale i tym którzy umilali Jego przyjście... Amen.

01.jpg02.jpg03.jpg04.jpg05.jpg06.jpg07.jpg08.jpg09.jpg10.jpg11.jpg12.jpg13.jpg14.jpg15.jpg16.jpg17.jpg18.jpg19.jpg20.jpg21.jpg22.jpg23.jpg24.jpg25.jpg26.jpg27.jpg28.jpg29.jpg30.jpg